Dieta South Beach

Autor nie jest dietetykiem, jest lekarzem kardiologiem. Jego dieta ma zapobiegać problemom z sercem i układem krążenia, wynikającym z otyłości. Nie stosowałam tej diety w postaci proponowanej w książce, ale ze wszystkim zaleceniami już się zetknęłam wcześniej i w zasadzie stosuję je w codziennym odżywianiu. Są to bowiem zalecenia uniwersalne, otrzymamy je od każdego dietetyka, z każdą dietą.

Przy nadwadze upośledzona jest zdolność insuliny do prawidłowego przetwarzania paliwa, które zużywa nasz organizm – tłuszczów i cukrów. Organizm gromadzi większy zapas tłuszczu, niż powinien, szczególnie w okolicy pasa. Spowodowane to jest głównie spożywaniem węglowodanów wysoko przetworzonych. Dlatego autor zaleca – należy spożywać mniej „złych” węglowodanów, a działanie insuliny samo zaczyna się regulować. Spadnie masa ciała, zmniejszy się łaknienie, poprawi się skład chemiczny krwi, obniży się poziom trójglicerydów i cholesterolu. Opracowana dieta nie eliminuje wszystkich węglowodanów, tylko niektóre – te złe. Można jeść mnóstwo warzyw i owoce oraz dużo białka zwierzęcego i tłuszczów. Generalnie pożywienie niskotłuszczowe nie jest dla nas korzystne, wyjątkiem od zasady są produkty mleczne. I najważniejsze – potknięcia i odstępstwa od diety to nie koniec świata, nagięcie i złamanie zasad mogą się każdemu przytrafić. Łatwo sobie jednak poradzimy z ewentualnymi komplikacjami, zawsze można wrócić do początkowych zaleceń, a następnie kontynuować dietę. Nie zastanawiamy się nad liczeniem kalorii, ilością tłuszczu czy wielkością porcji. Interesują nas tylko dobre węglowodany, dobre białka i dobre tłuszcze. Ćwiczenia fizyczne nie są konieczne. To najkrótszy opis tytułowej diety. 

Dieta South Beach obiecuje zdrowie i utratę 4-6 kilogramów w ciągu pierwszych dwóch tygodni jej stosowania. Należy jeść do sytości 3 dobrze zbilansowane posiłki dziennie, a także przekąski przed południem i wczesnym popołudniem, po obiedzie zaś można zjeść deser. Dieta dzieli się na trzy fazy

Faza 1. – To okres najściślejszej diety. Jemy w niej: 
- normalne porcje wołowiny, kurczaka, indyka, ryb i owoców morza; 
- mnóstwo warzyw, sałatki z sosami na prawdziwej oliwie; 
- jajka, ser, orzechy; 
- należy pić wodę, kawę, herbatę – co lubimy, bez zmuszania się; 
- przez 14 dni nie wolno jeść: pieczywa, ziemniaków, makaronu, owoców, żadnych cukierków, ciast, ciastek, lodów, piwa, innego alkoholu. 

Faza 2. – Wróci to, co lubimy. 
Oczywiście nie jemy wszystkiego w dowolnych ilościach. Zawsze będziemy musieli wybierać, na co sobie pozwolić. W tej fazie traci się średnio 0,5-1 kg tygodniowo, żywimy się tak do osiągnięcia pożądanej masy ciała. Należy zacząć od jednego owocu dziennie, ale nie jeść ich na pierwsze śniadanie. Początkowo zamiast chleba pełnoziarnistego lepiej jeść płatki owsiane górskie. Ryżu brązowego w pierwszym okresie najrozsądniej zjadać około pół woreczka (surowy). Makaron powinien być z pełnego ziarna. Wystarczą też 2-3 średnie ziemniaki. Jeśli waga wzrośnie – to znaczy, że węglowodanów było za dużo lub zjedliśmy niewłaściwe i trzeba spróbować innych. Obserwujemy rezultaty. Jedni będą mogli codziennie jeść makaron, inni nie. Należy urozmaicać posiłki, jeść różnorodne produkty, stosować zioła i przyprawy. Dietetyczna cola jest dozwolona. Do posiłku można wypić kawę, herbatę z niskotłuszczowym mlekiem i substytutem cukru. Śniadania trzeba zjadać. Owoce należy jeść całe, soki wyciskać samemu – zawierają wtedy miąższ (błonnik). 

Faza 3. 
Powinna nam towarzyszyć do końca życia, to będzie nasz nowy styl życia. Można wtedy jeść normalnie, trzeba jednak stosować się do kilku zasad. 
Wszystko, co utrzymuje pokarm w postaci nie rozłożonej, jest korzystne dla osób starających się schudnąć. Jemy więc jak najczęściej produkty surowe, nie kroimy ich na drobne kawałki. Im te cząstki będą większe, tym lepiej. Lepszy jest dla nas ciężki chleb żytni na zakwasie niż białe pieczywo. Pijmy soki owocowe rozcieńczone wodą gazowaną. Pamiętajmy, że także tłuszcze i białko spowalniają proces trawienia węglowodanów. Jedzmy więc chleb z odrobiną oliwy lub niskotłuszczowym serem. 

Jeśli chodzi o wodę – sięgajmy po nią, ilekroć jesteśmy spragnieni. Wino, szczególnie czerwone, jest polecane. Zawiera ono rosweratrol, substancję znajdującą się w skórkach winogron. Ma on korzystne oddziaływanie na układ sercowo – naczyniowy. Autor wspomina, że wśród czynników spowalniających trawienie są cytryna i ocet, które zmniejszają szybkość opróżniania żołądka. Należy nimi przyprawiać sałatki i warzywa. 

Żeby podczas diety uchronić się przed przejadaniem, należy jeść pokarmy, które powodują stopniowy wzrost i spadek poziomu cukru we krwi. Koniecznie musimy jeść przekąski, żeby zapobiegać hipoglikemii. Jemy produkty z niskim indeksem glikemicznym lub jemy mniej tych z wyższym. Żeby obniżyć indeks glikemiczny dowolnej potrawy autor radzi przed posiłkiem wypić z wodą psyllium – nierozpuszczalny błonnik (zdjęcie poniżej). Zmieszany z pokarmem opóźnia proces trawienia. A podróżując przez przewód pokarmowy czyści to, co napotka. Od siebie dodam, iż po zmieleniu można mączkę wymieszać z wodą, odczekać aż stężeje i jeść łyżeczką lub dodawać do potraw (3-5 g dziennie). Nie wiem na ile realne jest zagrożenie zadławieniem, ale na wszelki wypadek nie połykajmy suchego błonnika. Po wchłonięciu wilgoci napęcznieje. Niedrożność przewodu pokarmowego może być poważnym problemem. 


Autor mówi także o cukrzycy, o jedzeniu w restauracjach, o dodatkowej suplementacji witaminami, o ćwiczeniach fizycznych, o zaawansowanych metodach badania krwi, o szybkiej tomografii komputerowej EBT oraz o przyczynach porażek podczas stosowania diety. W części drugiej znajdziemy przykładowe jadłospisy i bardzo dużo ciekawych przepisów kulinarnych.




Źródło: Arthur Agatston. Dieta South Beach. Jak schudnąć 6 kilogramów w 2 tygodnie. Świat Książki. Warszawa 2005.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz