Matki nigdy nie odchodzą
Jeszcze
miało być tyle czasu
Jeszcze
miały być święta
Jeszcze
…
Matki
nigdy nie odchodzą
Na
zawsze pozostają
Najważniejszymi
osobami
W
naszym życiu
Zapaliłam
lampionik
Przy nim dwa
anioły
Pilnują wiecznej ciszy
Otulone jesiennym listowiem
Spadającym na groby
I cmentarne alejki
02.11. 2024 r.
Wspomnienie
Nie
żaliłeś się na swój los
Nie
pytałeś Dlaczego?
Cieszyłeś
się każdą dobrą chwilą
Każdym
życzliwym słowem i gestem
Świątecznymi
kartkami z wydumanymi tekstami
Babką,
która ciastem nie była
Minutami
razem spędzonymi
Pierdoły, głupotki mało ważne
Puszczałeś mimo uszu
Z godnością mędrca
Ze
spokojem nawróconego narwańca
Codziennie wychodziłeś życiu naprzeciw
Przyjmowałeś
je takim, jakie było
Nie
zamknąłeś się w kokonie cierpienia
Stwierdziłeś, że to upokarzające
Tak
milczeć z konieczności
Jakby
cię nie było
Jakbyś
nie słyszał
Nie
rozumiał
Jakbyś
nie miał poglądów żadnych
I
nic do powiedzenia
Trzeba
nam więcej uważności
Na
uśmiech wyblakły
W
zmarszczonych kącikach oczu
Na
dowcip ledwie słyszalny
Pośród
szeptań coraz słabszych
Na
tę niewiarygodną wolę życia w zgodzie z Bogiem
Trzeba
nam więcej uważności na drugiego człowiek
03.07.2024 r.
Karolowi
P., młodszemu bratu mojej nieżyjącej mamy.
Warto
by w ten jeden jedyny dzień
nie skrzywdzić kogoś w gniewie nieopatrznie.
Warto odpuścić, by jednoczyć, a nie dzielić.
Listopadowy dzień
Listopadowy dzień
Pełen zadumy i
refleksji
Na rozświetlonych
cmentarzach
Żywi i umarli znów
razem
Przy grobach bliskich ktoś
Przystanie, znicz zapali,
świeczkę
I modlitwę cichą zmówi
Za dusze tych, którzy odeszli
Spotkają się krewni
Dawno niewidziani,
nieznani
Wspomnieniami się
podzielą
Łączącymi całą rodzinę
Ja poszłabym w góry
By myśli były bliżej
nieba
Pogadałabym z górską ciszą
O tych, których już przy nas nie ma
02.11.2023 r.
Wieszczy wrzesień, że już jesień
Wieszczy wrzesień, że już jesień
Letni skwar odchodzi w chłodzie
Pierwsze sztormy, mgły, ulewy
Schyłek lata bliżej co dzień
Już wilgocią pachnie ziemia
Wieczorami, w zimne noce
Liście złocą się na drzewach
Złote pysznią się nawłocie
Późne lato, babie lato
Nić pajęcza drży na wietrze
Na skąpanych w słońcu szczytach
Chłodne grzeje się powietrze
I rozlewa się wokoło
żaru lata wspomnieniami
Ścieżką skrada się polecie
Jesień stoi tuż za drzwiami
31.08.2023 r.
Przyspieszył zegar
Przyspieszył zegar.
Czuję na plecach
oddech pędzącego czasu.
Nie zdajemy sobie sprawy,
jak bardzo jest późno.
Później, niż się nam zdaje.
Jak mało mamy czasu
na spotkanie,
uścisk dłoni,
przytulenie,
życzliwe słowo,
szczerą rozmowę,
wybaczenie,
powiedzenie, że się kogoś kocha
lub ot tak, na spotkanie przy piwie.
W życiu nic się dwa razy nie zdarza.
Może już nie być okazji,
by się zachować przyzwoicie,
załatwić ważne i całkiem zwyczajne sprawy.
Warto wykorzystać każdą daną nam chwilę,
bo chwil przeszłych nie da się przeżyć w przyszłości,
ani od nowa, ani lepiej.
21.05.2023 r.
Stella Venus
Wierna towarzyszka Słońca
Jej blask przywodzi na myśl UFO
Zawieszony nad zachodnim horyzontem
Niemal na wyciągnięcie ręki
Świetlny punkt
Chciałabym dotknąć palcami
Tej migotliwej jasności
U schyłku dnia zachwyca rozświetlona
Gwiazda Wieczorna
A za czas jakiś
Po wschodniej stronie nieba
Nadejdzie świtem równie piękna
Jutrzenka
Gwiazda Poranna
Stella Venus
15.05.2023 r.
Anioł Stróż
Anioł Stróż ze starego obrazu
Niezmiennie budził mój zachwyt
Z dziecięcą ufnością wierzyłam
Że zawsze będzie przy mnie stał
Będzie mi pomagał i strzegł
Ochroni mnie przed wszelkim złem
Ale anioł zajęty był sprawami świata
Zamkniętego w złotej ramie
I jeśli nawet zerknął czasem
Poza granicę płótna złotą
Czy pieczę miał nade mną
Nie wiem
W codziennym życiu znajdowałam
Radości, pocieszenie
Czasem me prośby się spełniły
Jakieś spełniło się życzenie
Może niebiański mój opiekun
Wziął mnie za rękę w trudnej chwili
Coś szepnął cicho
Szturchnął nagle
Dyskretne na mnie miał baczenie
Kto wie jak z tym aniołem było
Jak jest i dalej jak tam będzie
Jeśli nie baśń to, Anioł Boży
Niech mnie prowadzi w życiu wszędzie
13-17.06.2021 r.
Sentymentalne pamiątki
Sentymentalne pamiątki mojej mamy
Zakurzone czekały na lepsze czasy
Nikt nie zwracał na nie uwagi
Nie toczyły się na ich temat rozmowy
Nikt nic o nich nie wiedział
Sentymentalne pamiątki mojej mamy
Nieśpiesznie otwarły się przede mną
Jak tajemniczy ogród odnaleziony po dekadach
Na pożółkłym papierze wyblakłe dedykacje
Były jak klucz do przeszłości nieznanej
Sentymentalne pamiątki mojej mamy
Jak ocalone od zatarcia tropy
22.05.2021 r.
Ślad istnienia
Zostaną chociaż wiersze
Słów kilka
Myśli parę
Mały znak odciśnięty na drodze życia
Bo trzeba po sobie coś zostawić
Jakikolwiek ślad istnienia
By był jak nić łącząca przeszłość
Z czyimś tu i teraz
15.05.2021
r.
Przepraszam
Jedno słowo, a znaczy tak wiele
Samotna perła pośród słów bez znaczenia
Wyciągnięta na zgodę ręka
Gest z drugiego brzegu
Niech tak zostanie
Niech nic nie mąci ciszy
07.02.2021 r.
Byłam dla was surowa
Przywołuję znane spojrzenie
Minę
I ton głosu
I znów
Jak tyle razy
Wszechogarniająca bezradność
Wypełnia pokiereszowaną duszę
03.02.2021 – 04.02.2021 r.
Bezgranicznie samotna
Bez bliskich trzymających za rękę
Głaszczących dłoń
Bez słów otuchy
Bez pomocy
Bez pożegnania
Wśród postaci w kosmicznych kombinezonach
Bezimiennych i bez twarzy
Tylko święty Anioł Boży
Co strzegł Cię na wszystkich drogach
Dał Twej duszy spokój i radość
Usunął wszelki smutek
Poprowadził Cię do życia wiecznego
31.12.2020 - 07.02.2021 r.
Nic nie ucieszy, nie zasmuci
Z życiem los wszelkie zerwał więzi
Wczoraj już nigdy nie powróci
Niczego nie da się już zmienić
Nie zagram lepiej swojej roli
Odczuwam spokój, mimo wszystko
Cisza splątane myśli koi
Niech pozostanie dobra pamięć
Bez niedomówień, żalu, złości
Trzeba żyć dalej, tu i teraz
Myśląc o sobie, o przyszłości
31.12.2020 - 07.02.2021 r.
Lubię ten czas polecia -
skwarny dzień wśród chłodu i deszczu,
szepty żółknących traw i liści,
omszały oddech lasu,
kosze nabrzmiałe od grzybów,
pobłyskiwania nitek babiego lata
rozwieszonych niczym serwetki pomiędzy drzewa,
delikatne muśnięcia ciepłego wiatru,
chłód strumienia okalającego zagajnik...
Jak ostatnie tchnienia lata.
Albo nieoczywisty początek jesieni.
09.10.2020 r.
To już jesień, już jesień …
26.10.2019 r.
Jeszcze chociaż trochę
zanim z pluchą przyjdzie szara, bura jesień.
16.09.2019 r.
Kos
Obudził mnie ptaszek,
blisko głośno śpiewał,
jak flecista głosik on miał.
Płynęła zza okna
kosowa muzyka,
kos na brzozie popis nam dał.
Przez winorośl słońca blask przeziera złociście
Ze złamanym skrzydełkiem
szła po plaży mewa.
Próbowała polecieć,
poszybować do nieba,
ale skrzydło bezwładne
tylko wlokła za sobą.
Jak jej pomóc?
Kto powie?
Poszłam swoją drogą…
Jesień już puka do mych okien,
codziennie deszczem szyby płaczą.
Pożółkłe drzewa tu i ówdzie
kroki jesieni liśćmi znaczą.
Ech, lato, lato niecierpliwe,
dokąd wybierasz się tak wcześnie?
Coraz cię mniej dziś w ptasich śpiewach,
zbyt rzadko cieszysz złotym wrześniem.
W ostatnich, ciepłych blaskach słońca
pod rękę jesień z latem chodzi.
Szarość się wkrada w błękit nieba,
wkrótce jesiennie się ochłodzi.
21.09.2017 r.
Lubię lato, bo latem
z wpiętym we włosy kwiatem,
z marzeniami w plecaku wędruję.
Wciąż przed siebie, do słońca,
bezdrożami bez końca,
ile sił, póki trudów nie czuję.
Siano pachnie i zboże,
szanty śpiewa mi morze,
wiatru szukam wśród trzcin nad jeziorem.
Ścieżka wiedzie mnie w góry,
przez kosówkę, przez chmury,
gwiazdy liczę przy watrze wieczorem.
31.07.2017 r.
Lato pachnie lasem -
sosnami,
świerkami,
grzybami,
paprociami,
starą, drewnianą kapliczką „Magdalenką”,
co się cudownie
uratowała z pożogi
w środku kniei.
I słońcem lato pachnie,
i ciepłym wiatrem,
co szyszki toczy powoli
na wyludnionych duktach,
burzy włosy
spływające spod kasku,
gwiżdże w rowerowych szprychach,
a po chwili
wspina się po kratownicy
obserwacyjnej wieży.
Lubię to lato pachnące,
urwisowate, niesforne,
tańczące z motylami
i kuszące dróżkami
to tu, to tam.
Gdzie nawet cisza
drżącym szeptem
zdradza sekrety
wielkich kamieni
rozrzuconych przy ścieżkach.
31.07.2017 r.
O lecie
Kwiecień plecień
Kwiecień plecień, bo przeplata
na cieplejsze dni nie pora.
Tęcza nad łąką
Pada, pada deszcz.
W trawie moknie jeż.
Nawet mewy białe
przemoknięte całe.
Dziobią źdźbła zielone
pod bezlistnym klonem.
Zaświeciło słonko,
tęcza znów nad łąką!
UK, luty 2017 r.
Zawieja stuka w tafle szyb,
I w szparach świszczy, szarpie drzwi,
czupryny w sadzie plącze drzewom.
Zamieć śnieżycą pod nasz próg
puch biały kładzie jak pierzynę.
W zimowy sen zapada dom,
zdrzemnął się kot przy piecu chwilę.
W śniegowych czapach cała wieś,
smugą się dym z kominów snuje.
Zając w przydrożnej zaspie śpi.
Dobrze się skrył, mrozu nie czuje.
08.01.2017 r.
Trzeba chodzić w góry
Trzeba chodzić w góry.
Teraz, póki jest dość sił na spełnianie marzeń.
Powtarzam to sobie nieustannie,
żeby przypadkiem nie szukać
łatwych usprawiedliwień.
Trzeba chodzić w góry.
Teraz, póki nic nie mąci tej satysfakcji
ze zdobycia kolejnego szczytu,
z pokonania ograniczeń
i zwyczajnych słabości.
Trzeba chodzić w góry.
Teraz, póki wciąż cieszy zapach ziół na hali,
szmer potoków i źródeł, i jeszcze
zachód słońca nad wierchami,
widok Tatr, Małej Fatry.
07.09.2016 r.
Jesień w Beskidach
Pachną ziołami górskie hale
Wiatrem i słońcem, oscypkami
Pasterskich dzwonków głos się niesie
Nad potokami, dolinami
W kolibie jasno watra płonie
Strzelają iskry aż do nieba
Redyk zaczyna się w Beskidach
Wypas czas kończyć - szumią drzewa
W krąg pobielałe traw kobierce
Jagodzin czerwień, złocistości
Jesień już chodzi po Beskidach
Już jakiś czas w Beskidach gości
05.09.2016 r.
W kosodrzewinie hula wiatr,
chmury przegania nad szczytami,
na Babiej Górze w kamienie gra,
stromymi pędzi gdzieś ścieżkami.
Na halach pusto, znowu mgła
zawisła mlekiem nad górami.
I skryła wierchy, i cicho tak,
jesień już idzie Beskidami.
Groźnie swą Pilsko marszczy brew,
straszy wędrowców chłodem, deszczem.
Nas nie zniechęca pogoda zła,
wrócimy tutaj Pilsko jeszcze.
24.08.2016 r.
Na Pilsku
Hej, wnieśli krzyż na Pilsko
górale od Orawy.
Hej, Pilsko ty przydajesz
beskidzkim wierchom sławy.
Hej, bronił żołnierz młody
ojczystej ziemi naszej.
Hej, Pilsko ulewami
w kosówce nad nim płacze.
Hej, szumią trawy cicho,
okruchy skał wiatr toczy.
Hej, Pilsko z piechurami
niezmiennie ty się droczysz.
Hej, Pilsko, piękne Pilsko,
w schronisku ogień płonie.
Hej, na Miziowej hali
wędrowcy grzeją dłonie.
Hej!
Polecie
Pustą plażą, z mewami,
Z parasolem nad głową,
Spaceruję niespiesznie.
Nad Bałtykiem deszczowo.
Zapachniało już wrześniem,
Zapachniało jesienią.
To polecie nadchodzi.
Chłód rozlewa nad ziemią.
Zimno w górach wysokich,
Na Kasprowym, na Śnieżce.
Czy tu ciepło powróci?
Lato wstąpi tu jeszcze?
11.08.2016 r.
Jest przedwiośnie, jest i polecie.
Lato odeszło na południe
Na styku lata i jesieni
Deszczami chmury co dzień płaczą
Arktyczny ziąb z północy płynie
Sierpniowe noce chłodem straszą
Na powrót lata już nie liczę
Lato odeszło na południe
Jesienny nastrój miewam z rana
Cieplejsze dni bywają złudne
I tylko czasem patrzę w niebo
Z nadzieją oznak czekam lata
Może przypomni sobie o nas
Zerknie tu słońcem z krańców świata
11.08.2016 r.
Niebo było
jak warstwy galaretki.
Soczysty pomarańcz -
ostatnie dnia rozbłyski.
Niebieski -
wieczorne pożegnanie.
I granat głęboki jak czerń,
z gwieździstym dekorem nocy.
Zanurzaliśmy się w ciemność.
Gdzieś za nami zostawał
ciepły, angielski dzień.
Statek płynął na skrzydłach
bez jakiegokolwiek drgnienia
przez bezmiar niebieskiego oceanu.
Pulsującymi światłami
powitała nas Ziemia.
01.08.2016 r.
Rozpłakało nam się lato
Dziś rozpłakało nam się lato
I burza straszy ptactwo w lesie
Gdzieś czarna wrona czarno kracze
Wieszcząc, że może to już jesień
W oku nawałnic gną się drzewa
Wiatr chmury niebem szarym goni
Wierzbina w deszczu stoi drżąca
Witki zanurza w bystrej toni
Zaszeleściło, zapachniało
Potok zamrugał do nas drwiąco
Lato nie daje za wygraną
Letnie się deszcze szybko kończą
14.07.2016 r.
I znów lato
I znów lato, gorąco,
Słońce mocno przygrzewa,
Strumień wysechł już prawie,
Rozszumiały się drzewa.
Ciepłe, miodne zapachy
Zbieram w dłonie bez końca,
Lawendowa rabatka
Pełna wiatru i słońca.
W trawach brodzę do kolan,
Zbieram kwiaty i zioła,
Lato szybko dojrzewa,
Pachnie latem dokoła.
06.07.2016 r.
W moim kraju
W moim kraju nad Wisłą
topole malują niebo.
I w berka grają drogi
z rosochatymi wierzbami.
W moim kraju co wiosna
klekoczą bocianie gniazda.
Śmieją się stare wiatraki
wyszczerbionymi śmigami.
W moim kraju zielonym
ziołami pachnące chaty.
Płoty się pysznią malwami,
słonecznikami, różami.
05.07.2016 r.
Niebo na palach
Prześcigam fale,
biegnę na skróty przez plażę
w stronę wydm skrytych za turzycą.
Tam bezpieczne czeka niebo na palach.
Morze szumiąc skrada się pod sam próg,
wiatrami smaga pokrzywione sosny.
Widok zmienia się co kilka chwil.
A ja w moim małym zaciszu marzę i śnię,
rozwieszam utkane ze słów kolaże.
kwiecień 2016 r.
Usłyszałam w angielskim programie wiersz o domku nad morzem.
Wiosenne przebudzenie
Sypnęło śniegiem na południu,
w zimowej szacie stoją drzewa,
zmarznięty wróbel do ogrodu
ostatkiem sił przyfrunął z nieba.
Lecz po dniach paru znowu zmiana,
ta cieszy chyba mnie ciut więcej.
Wierzby na łące pojaśniały,
rozprostowały długie ręce.
Już widać łąki przebudzenie,
już wątpliwości żadnych nie ma.
I tylko w dali, obok torów,
zagajnik stary zda się drzemać.
To tylko pozór, zwieść się nie dam,
wszak widzę co dzień świat w mym oknie.
To nic, że deszcz ze śniegiem pada.
To nic, że wszystko marznie, moknie.
Myślę i czuję się wiosennie,
wciąż wypatruję oznak nowych.
Pierwiosnki kwitną, przebiśniegi,
świat pełen barw jest krokusowych.
Na biało, żółto, fioletowo
stroją się łąki w Kościelisku.
Pod Tatr stopami barwny dywan.
W górach też wiosna całkiem blisko.
15.03.2016 r.
Pośród spłowiałych traw mkniemy,
07.12.2015 r.
dziarsko przemierzają świat.
nawet szarość nagich drzew.
Na smutki i troski
Na wszelkie smutki i troski,
2015 r.
Lato przyjść tu nie chce, czy nie może?
Lato chłodem straszy, deszczem moczy.
Lato, czym nas jeszcze chcesz zaskoczyć?
Bosą nogą przejdź się plażą,
słuchaj o czym ptaki marzą,
bądź kompanem, przyjacielem,
lato, lato…
Weź gitarę i z szantami
popłyniemy pod żaglami,
nad jeziorem czekaj na nas,
lato, lato…
składam wiersze.
Może zbyt ubogie,
naiwne i proste.
Ale noszę te wiersze w plecaku,
mocno trzymam za rękę, pod pachą,
do serducha je przyciskam,
chowam w dłonie,
i chucham,
i dmucham,
dbam o nie.
Bo te wiersze są moje,
oswojone,
są mi bliskie,
i, co także oczywiste,
chcę by czuły się u mnie jak w domu.
Inspiracja - przeczytany wywiad z Wojciechem Młynarskim.
W odległych rejonach kosmosu
czekam na siebie samą.
Tu i tam JA.
Tunelem czasoprzestrzeni,
bez jakiejkolwiek zwłoki,
zmierzam do tamtej MNIE.
Nigdy się nie spotkałyśmy,
pomimo niewyobrażalnej odległości,
upiorna więź
(jak mawiał Einstein).
Czy umówiłyśmy się kiedyś
dokąd pójdziemy
i co będziemy robiły?
Dlaczego tego nie pamiętam?
Może JA -
tamta, z innego świata,
znalazłam skrót
i też idę w moją stronę?
Może spotkamy się
na moście łączącym nasze byty?
A jeśli jesteśmy jak ten kot Schrödingera –
zawieszone pomiędzy życiem i śmiercią?
Wtedy ponowne połączenie
nigdy się nie dopełni.
Czy tak już zostanie do końca świata?
Jasna smuga światła
Posadziłam cebulki hiacyntów
gdzieś na początku jesieni.
Wyjrzały spod ziemi niedawno.
Niepewnie wystawiły zielone czubki liści,
jakby chciały się upewnić, że nic im nie grozi.
Nie spodziewałam się ich o tej porze,
raczej wiosną widziałabym je kwitnące.
Zaskoczyły mnie swą chęcią życia
teraz, już, za wszelką cenę.
Dni są coraz zimniejsze,
nocą mróz trzyma,
na balkonie nie jest im zbyt przytulnie.
Otulone gazetami w doniczkach z plastiku
mogą nie przetrwać.
Rozdarta pomiędzy współczuciem
a chęcią ich zahartowania,
postanowiłam przenieść je do mieszkania.
Będę miała zimą
cudnie pachnący,
hiacyntowy ogródek na parapecie okna.
Spadł wreszcie śnieg,
grudniowy dzień w biel świeżą przystrojony.
Od rana mgły osadzały szadź.
Drzewa rozpostarły białe pióropusze,
nastroszyły gałązki i listki ostatnie.
Zastygły w równym skłonie,
jakby w tańcu sen je ogarnął.
W moim oknie
świat cały niczym zaczarowany –
brzozy pełne zimowego słońca
na skraju łąki w dolince za domem,
mufki jemioły na wysmukłych dłoniach samotnej topoli,
zestresowane osiki strzegące torowiska.
Nad stawami leśne ścieżki ledwie oprószone,
zawieszone pomiędzy jesienią a zimą.
Mróz łapie mój oddech w obłoki pary,
jakby to uwięzione ciepło
chciał rozdać wychłodzonym modrzewiom, sosnom, świerkom.
Idę nasłuchując o czym szepcze cisza
zamknięta w srebrnych ramach zimowego krajobrazu.
Trzeba żyć mimo wszystko.
Mimo tego,
Na co jest skrajna niezgoda z mojej strony.
Trzeba żyć,
Choć to życie często męczy, smuci, przeraża.
Trzeba żyć i podejmować starania,
By się zdrowy rozsądek obudził.
I by wreszcie ktoś powiedział głośno DOŚĆ!
Dość mam wodzirejów, co mamią tłumy.
Dość nawiedzonych, jedynie słusznych.
Przede wszystkim zaś mam dość
Tej pustej, głupiej, nicnierobiącej masy,
Tej klasy bez klasy – polityków.
Wiersza się nie pospiesza,
wiersz się musi spotkać ze słowem,
a słowa nie zawsze przychodzą.
Słowo Mistrza wiele znaczy.
Inspiruje, budzi nowe myśli.
Też tak mam -
Patrzę wokół i dostrzegam nagle
inną warstwę świata,
całkiem mi obcą.
Czuję całą sobą,
że inaczej widzi swoje TU i TERAZ
młoda, roześmiana dziewczyna,
a inaczej ja - dojrzała kobieta.
Choćbym nawet przyznała,
że skrywam w sobie dziecko.
Moje wiersze, co oczywiste,
są więc o czymś zupełnie innym.
Mój świat i świat tej beztroskiej dziewczyny,
to dwa różne światy.
Żaden nie jest lepszy, ani gorszy.
Są po prostu inne.
I w tym ich cały urok.
Inspiracja: "Xięgarnia", rozmowa z Jarosławem Mikołajewskim. Jego słowa zacytowałam w wierszu.
Jesień
trzciny uschnięte wiatr kołysze,
w objęciach mgieł coś mruczą drzewa,
zaspany świerszcz przygrywa w ciszy.
Kwiatom przywiędłym mruży oczy
ostatnie słońca ciepłe tchnienie,
ptaki przysiadły przed odlotem,
drzewom zgubiły się zielenie.
I delikatne babie lato
snuje się nitką złotą w lesie,
pomiędzy brzozy i modrzewie
jesienne sieci wiesza wrzesień.
W jesieni złotej zaplątani
i zapatrzeni w chmur błękity,
idziemy ścieżką nad stawami
szukając lśnień, migotań skrytych.
Zanurzam dłonie w zimnej wodzie,
w gasnącym słońca rozedrganiu,
przez palce czas przecieka wolno
w melancholijnym zadumaniu.
Dziś proszę, dobry Boże,
byś sił mi trochę dodał,
by w drodze pomagała
pogoda, niepogoda…
By w deszczu, w słońcu, z wiatrem,
los sprzyjał mi na szlaku
i bym nie przegapiła
Twych najważniejszych znaków.
Smakować pozwól Boże
z otwartym sercem życie,
lecz szepnij chociaż czasem
czy żyję należycie.
Na szlakowskazie pokaż
do szczytów dobre drogi,
daj krztynę szczęścia, zdrowie,
a czasem spokój błogi.
Przestrzeni jeszcze skibkę,
tej nieograniczoności,
w ramiona niebo wezmę,
smak poczuć chcę wolności.
Nawłociami jesień się zaczyna
wrzosowiskiem zaścielonym lila kwieciem,
zimowity liście pogubiły,
z jesiennymi krokusami przyszedł wrzesień.
Wieczorami mgły siadają nisko,
drogi, pola, domy skryły w mlecznej wacie,
tylko wiatr ze smutkiem deszczu łzami
za minionym latem cicho w trzcinach płacze.
wrzesień 2013 r.
To nie mimozy, a nawłocie są znakiem jesieni. Podobno.
Zażółciły się łąki,
kwitnie nawłoć,
to jesień.
Zimowity, krokusy
z chłodem przyniósł już wrzesień.
Mgły na pola usiadły,
skryły wszystko
jak w wacie.
Zasmucony wiatr w trzcinach
deszczu łzami wciąż płacze.
Feerią barw nastała jesień,
w mgłach się znów gubią dróg rozstaje,
w szarych szuwarach dzikie gęsi
zbierają się by lecieć dalej.
Żagle, jak skrzydła wiatr nadyma,
jak ptaki sznurem je prowadzi
i pomarszczone twarze jezior
zziębniętą dłonią deszczu gładzi.
W kapocie burej i ze słotą,
z naręczem wrzosów idzie światem,
znać, że to pora pożegnania,
jesień zbyt wcześnie przyszła latem.
Lato odchodzi w strugach deszczu,
jak zapłakane stoją drzewa,
spod parasola kątem oka
w kałużach szukam skrawków nieba.
Tak szaro, buro i smutnawo,
na skrzydłach ptaków płyną chmury,
w jesiennych barwach, przemoczone,
za mgieł zasłoną drzemią góry.
W fioletach wrzosów las skąpany,
wokoło wiatr rozrzucił liście,
pod gałęziami zwieszonymi
kobierzec mokry lśni złociście.
I traw pożółkłych źdźbła przy drodze
w deszczowe krople stroi jesień,
kartka po kartce w kalendarzu
spowity chłodem mija wrzesień.
Stojąc na Równicy
zawsze myślę o tym samym -
że góry są piękne,
że czuję tu ich oddech,
że nie chcę wracać do domu.
I za każdym razem
przypominam sobie ten pierwszy raz -
szumiały trawy skąpane w słońcu,
jagodami pachniało powietrze przy ścieżce,
a na szczycie,
w ciszy,
drzemała mała kapliczka.
Przysiedliśmy na chwilę,
chcieliśmy zachować to piękno na dłużej -
ciepły powiew wiatru,
delikatny szelest buków
i jagody,
i Baranią,
Skrzyczne,
Orłową,
wyszczerbiony Stożek
i Wielką Czantorię.
Na modrzewiu pod mym oknem
szpaków cała znów gromada.
I szeroko, jak wachlarzyk,
każdy ogon swój rozkłada.
Czy ogonki suszą zimą,
czy też inna jest przyczyna,
patrzę z miną trochę dziwną
co ta chmara tu wyczynia.
Siedzą sobie, podskakują,
czasem skubną modrzew stary,
pogaduszki jakieś wiodą...
To jest przecież nie do wiary.
styczeń 2012 r.
Za rok zapomnę wszystkie święta,
pośród świerków i wśród buków
na Baraniej źródła chowa.
Szlakiem stromym idę w górę,
Ze złamanym skrzydełkiem
szła po plaży mewa.
Próbowała polecieć,
poszybować do nieba,
ale skrzydło bezwładne
tylko wlokła za sobą.
Jak jej pomóc?
Kto powie?
Poszłam swoją drogą…
Bosą nogą,
w traw szeptaniu
i ze słońca ciepłym tchnieniem,
tak z dnia na dzień
przyszło lato
i ubrało się w zielenie,
i ubrało się złociście,
szmaragdowo,
w barw tysiące,
rozszumiało się w buczynie,
rozśpiewało się na łące,
połyskuje w jezior toni,
morskie fale z wiatrem goni
i zmęczonym mewom szepce,
że je pokołysze jeszcze.
brzęczy świerszczy graniem,
borówkowy smak ma,
ciepłym pachnie sianem.
Modre osty, chabry,
lekko wiatr kołysze,
buków, traw szeptania
niosą się przez ciszę.
Modlitewny spokój
przy kapliczce małej,
ciche ukojenie
na Równicy całej.
Dokąd sięgnąć wzrokiem
widok dech zapiera,
cichym majestatem
Beskid onieśmiela.
Szła przez góry pani jesień
w sukni rudozłotej.
Bukom liście malowała
nad wartkim potokiem.
Wiatr zaplatał jej warkocze
w kolibie na hali.
Z pasterzami posiedziała,
oscypka jej dali.
Po Beskidach echo niosło
skoczne pieśni, granie.
To z jesienią tańcowali
beskidzcy górale.
Na białej wydmie, gdzie sosna krzywa,
chłopak niegrzeczny trawy wyrywa.
Nie patrzy wcale co urwał właśnie,
od razu na bok roślinkę trzaśnie.
I zanim słońce wszystko wysuszy
na nowo niszczyć wydmy wyruszy.
Tak się to skończy, że piasek stale
będzie przesuwał się coraz dalej.
Zasypie w mieście deptak i ścieżki
tam, gdzie się dzisiaj park cudny mieści.
Uschną magnolie i kasztanowce,
rododendrony, cisy, jałowce,
więc zapamiętaj urwisie mały:
Na żadnej wydmie nic nie zrywamy!
Biała cisza na polanie,
w śnieżnych czapach stoją drzewa.
Promień słońca zamigotał
białym płatkiem, co spadł z nieba.
Śnieżynkami las usłany,
mieni się i gra barwami.
I na biało, na różowo
świat wiruje przed oczami.
Skrzypią groźnie pnie wysokie,
pomrukują, trzeszczą głucho.
W śnieżną zaspę zając wskoczył,
szare tylko widać ucho.
Rzęsy sosen całe białe,
szadź znów otuliła wszystko.
Mróz nie daje za wygraną,
choć już koniec zimy blisko.
Każdym podmuchem bryzy świeżej,
Jak zieleń żagli von Humboldta
Wiersz powstał przed 2009 r.
Wojteczek Klipa
Rozpachniło się lato gorące
Dam ci wiosno chabrów płatki.
A co ty mi dasz?
A co ty mi dasz?
A co ty mi dasz?
A co ty mi dasz?
Pluszcze się słoneczko w modrej nieba toni,
a może w potoku bystre fale goni?
Może odpoczywa, czesze swe promyki,
w lustereczko zerka nad górskim strumykiem?
Może zanurzyło ręce w zimnej wodzie,
w złotych łuskach pstrągów połyskuje co dzień?
W trzcinie wiatr rozwiesza ploteczki o ptakach,
może słonko suszy te wieści ze świata?
Gada potok, gada, plecie coś, bajdurzy...
w niebie, czy w potoku zostań słonko dłużej!
Zmruż figlarnie oczy zajączkiem wesołym,
wpadnij złotym listkiem przez okno do szkoły!
Wiersz powstał przed 2009 r.
Niezmiennie mnie zachwyca
Ach, te nogi! Wciąż biegają!
Podskakują stale!
Co mam zrobić, żeby nogi
nie biegały wcale?
Lubię biegać, podskakiwać,
kamyki podrzucać.
Nie chcę przecież jak dzień długi
psotami zasmucać.
Mówię nogom już od rana,
żeby grzecznie stały,
ale nogi nie słuchają
i biegają dalej.
Sam już nie wiem, co się dzieje.
To nie moja wina!
To te nogi są niegrzeczne!
Oto jest przyczyna!
Pewien wyjątkowo żywy siedmiolatek tak tłumaczył swoje zachowanie. Wydaje się, że mógł mieć rację. Poważnie.
Cicho szumi bór, zapada wolno w sen,
Przy ognisku
Już rozpaliło się ognisko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz