poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Najlepsza dieta na świecie - BBC earth

Telewizja BBC earth emituje bardzo ciekawe programy, szeroko traktujące o zdrowiu, w każdym odcinku cyklu coś innego. Tym razem była mowa o najzdrowszej na świecie diecie, wpływie witaminy D na poziom ciśnienia krwi, domowym leczeniu przeziębienia i bisfenolu A (BPA) w opakowaniach. 

Spośród wielu diet wygrała dieta islandzka, drugie miejsce zajęła dieta śródziemnomorska. Przyjrzano się także innym sposobom odżywiania, w różnych częściach świata. Te inne diety też oceniono jako zdrowe. Nie będę ich szczegółowo omawiała, wszystkie miały jedną wspólną, niezwykle ważną cechę – w żadnej nie było produktów przetworzonych. Ludzie jedli to, co mieli w najbliższym otoczeniu, co wytwarzali sami, najprostszymi dostępnymi metodami. 

W diecie islandzkiej przeważały dzikie ryby, najróżniejsze gatunki, tłuste, jedzone na surowo, fermentowane, gotowane na parze, solone, marynowane, wędzone, smażone, duszone. Zjada się tam w zasadzie wszystkie części zwierząt, nawet oczy owcy czy jądra baranie. Na parze ze źródeł geotermalnych pieczono / gotowano nawet chleb żytni, pełnoziarnisty. Je się dużo baraniny i jagnięciny. Fermentowane mleko, sery są obecne w diecie. Dziwnym specjałem Islandii jest mięso rekina dojrzewające przez kilka tygodni na brzegu morza, przykryte żwirem i kamieniami, następnie wędzone i suszone. Żeby je zjeść konieczne jest zapicie smaku wysokoprocentowym alkoholem. 

Dieta śródziemnomorska to znów ryby, pełnoziarnisty chleb żytni, pełnoziarnisty makaron (samodzielnie robiony), kukurydza, pomidory (przecier), czosnek, cebula, dwa razy w ciągu dnia lampka czerwonego wina, oliwa. Czasem drób, mało  czerwonego mięsa. Do tego zioła i warzywa z własnego ogródka, na polach uprawia się zboża na mąkę. To podstawa, plus ser feta i naturalny jogurt. 


Jak łatwo przewidzieć okazało się na koniec, że każdy z nas może mieć najzdrowszą dietę na świecie. Wystarczy wyeliminować śmieciowe jedzenie, wszystko ma być jak najmniej przetworzone. Z tego ogólnego zalecenia wynika też chyba, że musimy się przestawić na stare sposoby obróbki żywności, przypomnieć sobie o domowym przetwórstwie.  Może trochę z tym zachodu, ale nie aż tyle, ile było kilkadziesiąt lat temu. Sprzęt AGD wspaniale nas wyręcza, mamy wielofunkcyjne piekarniki, lodówki, zamrażarki, wolnowary, szynkowary, blendery itp. – nic tylko zorganizować sobie pracę i do dzieła.  


Z dalszej części programu dowiadujemy się, jak fatalne konsekwencje dla naszego zdrowia miała kampania stawiająca na cenzurowanym sery i masło (lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku). Najnowsze badania polaryzują stanowiska naukowców w sprawie tłuszczów nasyconych. Jedni nadal twierdzą, że wszystkie tłuszcze nasycona nam szkodzą, inni wskazują, iż takie twierdzenia są wielkim uproszczeniem i mijają się z prawdą. Bo tłuszcze to bardzo różnorodna grupa i nie można uogólniać. Coś szkodzi, coś nie, a jest jeszcze coś pomiędzy. No i jedzenie z umiarem minimalizuje zagrożenia. Niektóre tłuszcze nasycone obniżają ryzyko chorób. Te z nabiału - z mleka, masła, sera, także z orzechów -  te są dla nas korzystne, służą nam. Nie ryzykujemy chorób serca jedząc mięso. Trzeba jednak pamiętać, iż mięso bydła wypasanego ma zupełnie inny profil lipidowy, niż bydła z intensywnej hodowli. I nie należy jeść mięsa na okrągło. Można więc jeść masło i czerwone mięso, można pić mleko – byle z umiarem. Makaron razowy – jak najbardziej. A najlepiej taki odgrzewany, podobnie ziemniaki. Są zdrowsze niż świeżo ugotowane, ponieważ zawarta w nich skrobia zmienia swą strukturę i staje się bardziej odporna na trawienie (skrobia oporna). Oznacza to, że nasz organizm musi się trochę namęczyć, zanim ją przerobi, a to jest bardzo dobre dla naszego żołądka i serca. Poziom insuliny i glukozy we krwi wyraźnie się wtedy obniża. Odgrzewane resztki są więc dla nas zdrowsze niż oryginalny posiłek. Kiedyś było naturalne, że zostawiało się ziemniaki, kapustę z obiadu, by wieczorem zjeść to wymieszane z odrobiną sosu i odgrzane w rondelku. Żadnych resztek nikt nie wyrzucał do śmieci. Dzisiaj na nowo uczą dietetyków, że tak powinno się postępować. 

A to straszenie słońcem, rakiem skóry - i tu zmieniły się poglądy. Można, a nawet trzeba wychodzić codziennie na świeże powietrze, na słońce, najlepiej w godzinach pomiędzy 11.00 a 15.00 (nie wiem czy nie należy brać pod uwagę różnicy czasu pomiędzy Polską a UK). Już żadna dziura ozonowa nam nie straszna, nie trzeba siedzieć w zamkniętych pomieszczeniach. Co zyskujemy wychodząc z domu? Przede wszystkim uzupełniamy zasoby witaminy D. Pod wpływem słońca, nawet w pochmurne dni, w skórze uwalnia się tlenek azotu, który spełnia ważną rolę w kontrolowaniu ciśnienia krwi, ono się wyraźnie obniża. Ten stan utrzymuje się na długo po obniżeniu temperatury ciała, czyli gdy już wrócimy ze spaceru. Owszem, grupy ryzyka istnieją nadal. Należy uwzględniać uwarunkowania genetyczne – jeśli ktoś z krewnych chorował na czerniaka, to trzeba być ostrożnym i raczej nie eksponować ciała na promieniowanie UV. Podobnie osoby rude i trudno się opalające. U pozostałych ryzyko udaru zmniejsza się o 7%, ryzyko zawału o 10%. Jednym słowem słońce może przedłużyć życie, dlatego częste opalanie nie jest już zakazane. Kto się boi mimo wszystko, powinien jeść tłuste ryby z zimnych mórz lub zażywać suplementy. Efekty są porównywalne. Tak naprawdę każdy z tych sposobów jest dobry, by poziom witaminy D wzrastał, a najwięcej zyskują osoby zagrożone niedoborami. Ja szczerze mówiąc mam wątpliwości. W jednym z odcinków słyszałam, że suplementy, jakie by nie kupić, wszystkie są poza jakąkolwiek kontrolą i nie wiadomo tak naprawdę ile czego mają w składzie. Tylko leki są rygorystycznie testowane, suplementy nimi nie są. Każdy może je produkować i wypisywać na ulotce dowolne rzeczy. Wystarczy tylko zgłoszenie o istnieniu takiego produktu i można sprzedawać.


Wspomniano też o witaminie C i jej roli podczas przeziębienia. Badania wskazują, iż codzienne przyjmowanie tej witaminy nie uchroni nas przed chorobą, ale rzeczywiście nieco złagodzi objawy, być może przeziębienie trochę szybciej minie. Uderzeniowe dawki nic nie pomogą, choroby nie przegonią. Lepszym lekarstwem okazuje się cynk. Przeziębienie trwa znacznie krócej i objawy są naprawdę słabsze. Minusem jest konieczność natychmiastowego przyjęcia cynku wraz z pierwszymi objawami, a także nieprzyjemny posmak w ustach i często występujące mdłości. Lekarze radzą jeść po prostu rosół, jest bezkonkurencyjny. Co prawda to, co widziałam w talerzu lekarki rosołem nie było, ale może chodzi po prostu o ciepłą, pożywną zupkę. 


Na koniec zasygnalizowano problem związany z opakowaniami stosowanymi do żywności. Trzeba uważać na pojemniki z poliwęglanów, puszki z napojami, nawet na paragony ze sklepów. Mogą zawierać szkodliwy dla nas bisfenol A (BPA), który jest rakotwórczy. Ten związek chemiczny wydziela się między innymi w trakcie podgrzewania opakowań lub w kontakcie z detergentami (mycie). Sprawdzajmy oznaczenia na opakowaniach. Jeśli znak recyklingu (trójkącik ze strzałek) ma w środku wpisane cyferki 1,2,4,5 – produkt prawdopodobnie jest wolny od BPA. Cyfry 3,7 wskazują, iż BPA raczej występuje.  Najlepiej by było zrezygnować z opakowań plastikowych. Niektóre kraje wprowadziły zakaz stosowania BPA do chwili jednoznacznego ustalenia, jaki wpływ ma na organizm człowieka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz