wtorek, 26 lipca 2016

Trochę o górskim wędrowaniu

Nie chodzę po górach tak często, jak bym chciała. Różne tego są przyczyny. Ostatnio szliśmy z Lipowej Ostre. To bardzo ładna, malownicza wieś pod Skrzycznem. Miałam trochę wątpliwości czy dam radę dojść na szczyt, ale poszło w sumie całkiem nieźle. Niebieski szlak może i nie jest ekstremalnie trudny, ale dla mnie to już trochę poważniejszy wysiłek. Pocieszający jest fakt pewnego wytrenowania, bywało jednak znacznie lepiej. Nie czułam się zmęczona, natomiast dało mi popalić schodzenie kamienistymi ścieżkami. Koncentrowanie się na tym, żeby nie skręcić kostki lub nie uszkodzić kolana jest wyczerpujące. Zdecydowanie wolę podchodzić do góry niż schodzić w dół. 

Gdzieś po drodze informowano nas parę razy, że już blisko do celu. Trochę po tych górach chodzimy i wiedzieliśmy, że jeszcze kawał drogi przed nami, choć szczyt rzeczywiście wydawał się na wyciągnięcie ręki. Jedna pani dodała, że podziwia i należą mi się brawa. Nie wiem – miłe to czy nie? Miałam mieszane odczucia. Wystarczy przecież uśmiech, krótkie "Cześć" lub "Dzień dobry", też jest sympatycznie. Nawet sędziwa starowinka nie musi dziwić w górach. Jeśli przyzwyczajona, to cóż jej takie Skrzyczne? Po drodze obserwowaliśmy młodego mężczyznę. Miał spory brzuszek, towarzyszył mu nastoletni chłopak. Pan zawsze długo odpoczywał, długo dochodził do siebie. Jakoś nikt nie zwracał na niego uwagi, a biedny ledwo szedł. Oglądaliśmy się za nim od czasu do czasu, sprawdzaliśmy czy coś mu się nie stało. Dotarł żywy na górę. 

Przy okazji pojedliśmy jagód, było ich bardzo dużo. Słyszałam o badaniach, z których wynikało, iż borówka czarna ma wielce dobroczynny wpływ na nasz intelekt. Po 4-5 godzinach od wypicia koktajlu z tych owoców wyraźnie wzrasta sprawność umysłowa (o 11%). Co prawda w programie pokazywano borówkę amerykańską, ale co chwila używano określenia "czarna". Jagody to też dobry zastrzyk cukru, trochę sił przybywa, co na szlaku bardzo się przydaje. Podobno borówki mogą być skażone, na przykład odchodami lisów. Pomyślałam jednak, że krzaczki rosnące na stromych brzegach ścieżek być może nie są tak często odwiedzane przez tych leśnych rudzielców. Bardziej bałam się kleszczy, z tej obawy nawet nie chciało mi się iść „na siusiu”. 

Mówi się, że jeśli się nie pocimy podczas wysiłku, pojawiają się skurcze, oznacza to, że organizm oszczędza wodę, że ewidentnie jesteśmy odwodnieni. Nie pić, gdy się idzie w góry, to w jakimś sensie głupota. Pić trzeba, dobre są izotoniki. W razie braku sił pomóc może jakiś owoc, ziarnista przegryzka (orzechy, migdały itp.), słodki batonik. A ja noszę ze sobą jeszcze sól. Zawsze mam w plecaku 1-2 łyżeczki soli. W kryzysowych sytuacjach (skurcz) bez mrugnięcia okiem popijam ją kilkoma łykami wody mineralnej. Jak mus to mus. Działa. Myślę, że dobrze robi mięśniom, w tym sercu. 

W górach robimy mnóstwo zdjęć. Mamy oddzielny blog, na którym publikujemy naszą fotograficzną dokumentację szlaku. Nie piszę "relację", bo zdjęć zamieszczamy bardzo dużo i jest to już dokument prezentujący niemal krok po kroku przebieg i stan szlaku. Pomaga nam to zapamiętać wędrówkę, a być może komuś się przyda przy podejmowaniu decyzji o wyborze trasy. Na zdjęciach podejścia wcale nie wydają się strome, ten efekt spłaszczenia czasem mnie irytuje. Gdybym nie była w jakimś miejscu, też miałabym problemy uwierzyć, że stromizna była tam spora. Ostatnio dochodzimy do wniosku, że nie ma sensu nosić ze sobą "wypasionego", ale bardzo ciężkiego aparatu. Zawieszony na szyi jest raczej jak kamień i nie ułatwia marszu. Małe, poręczne aparaty też dobrze się spisują.  

Mogłabym iść tym szlakiem jeszcze raz. Moja samoocena po takim wyczynie jak ten wyraźnie się poprawia, sukces motywuje do myślenia o następnej wycieczce. Wiem, że mogę, dlaczego miałabym znów nie spróbować? Skrzyczne oswoiliśmy z każdej strony. Teraz chodzi za mną Beskid Żywiecki, dla którego mam ogromny respekt. Byliśmy już na Wielkiej Raczy i na Wielkiej Rycerzowej. To piękne wędrówki. Dwukrotnie weszliśmy na Babią Górę, na Królową Beskidów. Szliśmy z Krowiarek, jak to mówią "lajtowym" szlakiem. Fakt, nie było źle, ale wbrew powszechnym opiniom nawet ten szlak nie jest dla wszystkich. W ubiegłym roku odnotowano na nim dwa przypadki śmiertelne. Może któraś z tych osób przeceniła swoje możliwości, albo po prostu była chora i nie powinna była w góry wyruszać... Sami widzieliśmy tam istne wyścigi. Ludzie poczytują sobie za punkt honoru wbiec na szczyt w ekspresowym tempie. Bez wcześniejszego przygotowania. Jakiś starszy mężczyzna szedł o kulach, trudno stwierdzić dokąd się wybierał. My, niejako przy okazji, a może z rozpędu, weszliśmy wtedy również na Małą Babią. Ktoś pisał, że miejscami jest na niej stromo. Byliśmy widocznie w takiej euforii po zdobyciu Diablaka, że Mała Babia Góra to już była dla nas pestka. Żadnej stromizny nie zauważyliśmy. Teraz chciałabym pójść w stronę Romanki, Rysianki, Pilska. Jeszcze nie wiem gdzie dokładnie, ani jak, którą drogą. Na razie sobie czytam, co tam kto inny widział na tej Żywiecczyźnie. Obawiam się Pilska, ale przecież świat należy do odważnych (i rozważnych). Boję się też... niedźwiedzi :-) Naprawdę. Może pójdziemy z Sopotni Wielkiej, trochę z sentymentu. Przez dekadę jeździłam na harcerskie obozy do Jeleśni, a to tylko kawałek od sopotniańskiego wodospadu (około 7 km). O ile teren trochę poznałam, to niestety nie znam tamtejszych gór. Udało mi się jedynie zaliczyć Romankę, ale prawie niczego nie pamiętam z ówczesnej wędrówki. Poza Romanką pochodziliśmy trochę po paśmie, przy którym rozbity był obóz i to wszystko. Myślę, że zmarnowaliśmy wiele, wiele lat. Bo to się nie mieści w głowie - bywać co roku w górach i po nich prawie wcale nie chodzić. 

Ortopeda pewnie ma inne spojrzenie na góry i tych, co po nich wędrują. Fakt, mogą puszyści (grubasy) mieć problemy ze stawami. Mogą się ujawnić jeszcze inne dolegliwości. Tylko, że nie wszyscy są tak makabrycznie nieruchawi. Czy rzeczywiście puszystość i góry nijak nie pasują do siebie? Różnie bywa. Jestem tego najlepszym przykładem. Umiarkowany wysiłek w górach dobrze wpływa na stawy i mięśnie, przyda się chorym na dolegliwości reumatyczne. Podobnie przy nadczynności tarczycy warto o górach pomyśleć od czasu do czasu. Także wtedy, gdy chcemy zmusić organizm do większej produkcji czerwonych krwinek. Góry są też dla tych z astmą oskrzelową, dla podatnych na infekcje, dla chorych na atopowe zapalenie skóry. Natomiast ostrożnie do wędrówek powinny podchodzić osoby z chorym sercem, z nadciśnieniem, depresją, cierpiące na migreny. Te informacje znalazłam kiedyś na wyborcza.pl/TylkoZdrowie (Wakacje. Dla kogo góry, dla kogo morze.).


Widok z podejścia na Skrzyczne, szlak niebieski z Lipowej Ostre. Już prawie na szczycie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz