niedziela, 21 sierpnia 2016

Pilsko, czyli marzenia się spełniają

Nie przypuszczałam, że tak prędko zrealizuję ten cel. Dopiero co pisałam, że zastanawiam się nad kolejną wędrówką, a tu proszę – wczoraj weszliśmy na Pilsko. W polskich Beskidach to drugi co do wysokości szczyt po Babiej Górze. Jeszcze dwa dni wcześniej byłam pełna obaw, jakoś tego Pilska nie widziałam, a raczej siebie na nim. Ale u mnie tak bywa, że to, co jednego dnia jest niewyobrażalnie trudne, następnego uznaję za możliwe do zrobienia. Muszę sobie po prostu parę spraw przepracować w głowie. Wykorzystaliśmy okienko pogodowe i pojechaliśmy do Korbielowa. Dzisiaj leje jak z cebra. 

Trasy narciarskie są bardzo strome. Podchodzi się nimi ciężko, a zejścia są wręcz paskudne. Na pozostałych szlakach też bywało różnie. Na wąskich ścieżkach korzenie i skałki tworzyły liczne stopnie, niektóre zbyt wysokie dla niskiej i puszystej pani. Trochę było śmiechu w miejscach newralgicznych. Jedni klękali, żeby wspiąć się wyżej, ktoś inny usiadł na plątaninie korzeni i dopiero wstał, żeby iść dalej, ja skorzystałam z pomocy męża i biegnącego w przeciwną stronę nieznajomego. Ulżyło mi, bo cóż bym zrobiła, gdybym nie dała rady podciągnąć dostatecznie nogi na ten próg? Zostało by mi kląć jak szewc, ale na pewno bym nie zrezygnowała. Na górze było już łatwo, a nawet przyjemnie, gdy chłodne igły kosodrzewiny masowały ręce w ciasnych korytarzach. No i te widoki… Beskidy są piękne. I znów z daleka towarzyszyła nam Babia. Gołoborze, Przełęcz Brona, Mała Babia Góra. Tam też byłam, też tamtędy szłam… 

Odczucie trudności jest względne, to indywidualna sprawa. Mijaliśmy mężczyznę w średnim wieku, truchtał sobie pod górę ze Szczawin. Mąż zauważył, że musiał być już zaprawiony w podobnym bieganiu, bo na nogach nie miał grama tłuszczu, tylko mięśnie. Byłam załamana jego widokiem. On biegiem, a ja się zastanawiałam czy choć parę metrów pokonam na tym stoku przeznaczonym dla narciarzy. Teraz jestem z siebie zadowolona, znów mam ochotę na więcej, ale na chwilę zwątpiłam. 

I tym razem pewna pani na nasz widok zawołała Brawo! Właśnie sobie uświadomiłam, że to zazwyczaj panie z tymi brawami wyskakują... Ktoś się prawdziwie ucieszył, że ujrzał nas na szczycie. Jakiś Ślązak już z daleka wołał: Dońdymy, na pewno dońdymy! Ubawiło mnie to swojskie podtrzymywanie na duchu wśród powszechnego sapania.  Tak naprawdę większość wędrujących zachowuje się taktownie wobec siebie. Ludzie są mili i szczerzy w swoich reakcjach. Ja nie lubię tych podziwów i braw, mijam takie osoby prędko. Ale poza tym chętnie z kimś pogadamy, pożartujemy, nawet postoimy chwilę, gdy już tchu brakuje. To normalne. 

O czym marzę teraz, po Pilsku? No przecież czeka Romanka, Rysianka, Krawców Wierch i inne fajne górki. Nawet na Pilsko chciałabym zajrzeć ponownie, tylu rzeczy nie zauważyłam, o tylu nie wiedziałam zbyt wiele. Mam też ciągle w głowie frazę cytowaną przez księdza Jana Kaczkowskiego, a dopiero co gdzieś przeczytaną: Trzeba żyć natychmiast, jest później niż się wydaje. Dla mnie ten imperatyw brzmi: Trzeba chodzić w góry. Teraz, póki jest dość sił na spełnianie marzeń.  Zapraszam do zerknięcia na obszerną fotorelację z wędrówki na Pilsko

Widok z Góry Pięciu Kopców. 
Tu przebiega granica polsko - słowacka (Pilsko graniczne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz