Do kiszenia kupiłam dwie niewielkie kapusty i pęczek młodej marchewki. Wzięłam też ze sklepowej półki kilka ładnych kapuścianych liści, które ktoś zostawił w skrzynkach. Po raz pierwszy zwróciłam na nie uwagę, choć i mnie zdarzyło się kiedyś w sklepie te liście oberwać. Pomyślałam, że to ewidentne marnotrawstwo. Nie dość, że liście każdy z nas zapłaci kupując główkę kapusty (na sztuki), to jeszcze wyrzucamy coś, co jest jak najbardziej zdatne do jedzenia. Większość liści miała odpowiedni kolor, były jędrne, całe, bez dziur itp. Wbrew powszechnym obawom nie mają w sobie goryczki i można je poszatkować wraz z resztą główki, normalnie ugotować i przyrządzić na swój sposób. Ja chciałam je ukisić i zrobić z nich gołąbki. Przy kasie trochę głupio się czułam, ale ku mojemu zdziwieniu kasjerka stwierdziła, iż mogę sobie zabrać tych liści, ile chcę i że ludzie codziennie wynoszą je całymi worami. Ciekawe czy biorą tylko te oberwane, czy też sami obrywają takie, które się im spodobają?
W domu dołożyłam jeszcze luźne liście z moich kapust i tym sposobem miałam ich całą miskę, może dwa musiałam odłożyć do szatkowania. Przygotowałam solankę, czosnek, chrzan i kminek zamiast kopru (nie miałam). Liście rozłożone płasko jeden na drugim zmieściły się w plastikowej misce. Wystarczyło je czymś obciążyć. Dla pewności na powierzchni rozłożyłam siateczkę, by brzegi liści nie wystawały ponad wodę. Po tygodniu będą gotowe.
W domu dołożyłam jeszcze luźne liście z moich kapust i tym sposobem miałam ich całą miskę, może dwa musiałam odłożyć do szatkowania. Przygotowałam solankę, czosnek, chrzan i kminek zamiast kopru (nie miałam). Liście rozłożone płasko jeden na drugim zmieściły się w plastikowej misce. Wystarczyło je czymś obciążyć. Dla pewności na powierzchni rozłożyłam siateczkę, by brzegi liści nie wystawały ponad wodę. Po tygodniu będą gotowe.
A dwie wspomniane kapusty postanowiłam zakisić wraz z nacią młodej marchewki (z jednego pęczka). Dodałam jabłko, świeżą miętę i tymianek cytrynowy, dwa ząbki czosnku i dwie dymki ze szczypiorem. Kapusta pojutrze nada się do jedzenia. Oczywiście surówkę można jeść od razu, wystarczy doprawić do smaku i dobrze wymieszać. Jest naprawdę smaczna. Marchewkową nać pokroiłam drobno razem z łodyżkami, sporo tego było, ale zgubiło się pośród reszty składników. Nigdy wcześniej naci nie zostawiałam, zawsze się ją wyrzucało. Jak widać, na zmianę przyzwyczajeń nigdy nie jest za późno. No i dobrze.
Minął tydzień i kiszonki były gotowe. Liście zrobiły się płaskie jak deska. Przygotowałam farsz i zrobiłam gołąbki. Były nieco inne niż z jasnozielonych liści, miały intensywniejszy smak, ale to nam nie przeszkadza. Przy następnej okazji znów ukiszę kilka sztuk, na gołąbki oczywiście. A może je zamrożę na próbę. Kapusta z nacią marchewki też jest przepyszna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz