niedziela, 30 kwietnia 2023

Gaciok, ryczka, ostrewka i rogolka

Śląska tożsamość jest dla mnie ważna i cenna. Trochę straciłam z mojego dziedzictwa, czegoś nie doświadczyłam, nie poznałam zbyt dobrze. Odczuwam z tego powodu jakiś rodzaj dyskomfortu, nawet mnie to prawdziwie zasmuca. Cieszą natomiast te nieliczne okazje, gdy jakieś słowo, rzecz czy sytuacja umacniają wewnętrzne przekonanie, że ta śląskość we mnie jest, silnie rezonuje i domaga się uzewnętrznienia, co też chętnie czynię. 

Przeczytałam niedawno, że szczyt SZYNDZIELNIA w śląskiej gwarze cieszyńskiej nosi nazwę GACIOK. A „gaciok” to młode drzewko iglaste. W górach na zimę drewniane chaty trzeba było gacić / ogacić, by było w nich ciepło. Do ogacania chat wykorzystywano gałęzie drzew iglastych, przytrzymując je na ścianach drewnianymi żerdziami. Chaty gaciło się i w innych regionach, ociepleniem bywała także słoma, mech, liście, inne gałęzie. W trakcie gacenia dom zabezpieczano przed szkodnikami, na przykład przed myszami. W tym celu stosowano suche rośliny rumianku czy wrotyczu, podobno myszy nie lubiły ich intensywnych zapachów, Rośliny wtykało się za okładzinę, w szczeliny, we wszelkie dziury, resztkami pokruszonych roślin posypywano warstwy ocieplenia. Nigdy nie widziałam gacenia chat, ale przed wielu  laty spytałam o to młodego człowieka, który oprowadzał nas po tradycyjnej, zabytkowej chacie w Beskidach. Nie wiedział o czym mówię...

Na temat gacenia napisano też na stronie Narodowego Centrum Kultury. Podano tam, iż prasłowiański czasownik „gatiti” znaczył okładać, osłaniać coś. „Gatiti” jest przodkiem gacenia, ale też gaci (!), które również coś miały osłaniać. Jednak w najdawniejszych czasach gacenie dotyczyło głównie czynności wytyczania drogi przez bagna, mokradła, tereny grząskie i podmokłe. Po zbadaniu gruntu we wskazanym miejscu usypywano groblę. Następnie rzucano na nią pnie, gałęzie, na to chrust, czasem słomę. Wszystko po to, by konie nie zapadały się w trzęsawisku, i by można było przedostać się na drugą stronę. Taką drogę nazywano „gać”. Czynność okładania chrustem, słomą nazywano „gaceniem drogi”. Z czasem „gacenie” zaczęło dotyczyć także okładania domów, a słowem „gać” określano stosowany do tego celu materiał.

Przeglądając stronę NCK zerknęłam do zakładki z ciekawostkami językowymi i znalazłam inne znane mi słowo, naszą śląską ryczkę. RYCZKA to taki niski, mały stołeczek z czterema prostymi nogami i płaskim siedziskiem, najczęściej z otworem ułatwiającym przenoszenie. Można było na nim usiąść lub na nim stanąć, gdy się gdzieś wysoko nie dosięgało, albo oprzeć na nim stopy, gdy człowiek nogi miał zbyt krótkie i do podłogi nie dosięgał, można też było na stołeczku oprzeć tylko jedną nogę, gdy coś się na kolanie trzymało. W moim rodzinnym domu prosta ryczka stała koło kuchennego pieca i często ktoś na niej przysiadł na chwilę by się ogrzać, albo by zajrzeć do piekarnika czy dołożyć węgla do paleniska. Dziadek miał solidną ryczkę, siadał na niej, gdy coś w domu majstrował lub traktował ją jak blat roboczy. Ja też mam niewielką ryczkę, nieco bardziej fikuśną niż ta dziadkowa. Trochę jest przez to wywrotna, ale przydaje się, gdy trzeba zdjąć coś z wyższych półek kuchennych szafek. Wiele domowych prac wymaga czasu i wygodniej mi siedzieć na wysokim stołku, z ryczką pod stopami, nogi wtedy odpoczywają. Ryczka jako podnóżek, oparcie może być germanizmem, ale do końca nie wiadomo skąd to słowo się wzięło. Swój stołeczek kupiłam w markecie budowlanym i zdaje się, że podobne sprzedawane były w całej UE. Jego wygląd nie do końca zgadza się z moim wyobrażeniem tradycyjnej ryczki, ale tak ten stołek nazywam i podobnie wykorzystuję.

W serialu „Górale” jeden z bohaterów pokazywał jak się robi stojaki do suszenia siana. Stojak to inaczej OSTREWKA, nazywany też ostewką. Góral ociosał pieniek świerkowy, zostawił na nim tylko gołe boczne gałęzie. Po nich jak po szczeblach drabiny można wchodzić do góry, ale przede wszystkim na tych „rogulcach” / rogólcach (?), jak je nazwał, rozkłada się siano. Suszona trawa zaczepiona na ostrych końcach nie spada pod naporem wiatru, ma też niezbędny dostęp powietrza.

Słysząc „rogulce” / rogólce (?) przypomniałam sobie o naszej rogolce. Bo ROGOLKA też ma takie niby rogi. Wyglądem przypomina małą ostrewkę, z wianuszkiem wypustek na jednym końcu. Rogolka służy do roztrzepywania składników, mówimy też o fyrlaniu, czyli mieszaniu połączonym z roztrzepywaniem czegoś. Rogolkę wkłada się pomiędzy dłonie i trąc nimi wprawia się ją w ruch – w jedną i w drugą stronę. Taką rogolkę można zrobić samemu, jak zaradny Staszek, inny góral występujący w dokumencie. Nie pamiętam jak ów Staszek swoją rogolkę nazywał (dopisane: fyrloczek). Można też kupić gotową w sklepie, ale to już całkiem inna rogolka. Mam taką, jednak poprosiłam męża, by przy okazji rowerowych wypadów poszukał mi w lesie coś, co się na rogolkę nada. I znalazł, po wyrębie było w czym przebierać. Wspomnę jeszcze, że Ślązak nie powie „tę rogolkę”, mówi się (godo sie) „ta rogolka”, a więc także: „dej rogolka”, „weź rogolka”, „zrób se rogolka” itd. Góral Staszek z Piwnicznej swój fyrloczek zrobił ze ściętego, zdrowego drzewka. Straszne tak na oczach wszystkich drzewko zmarnować, może nie pomyślał stresując się towarzystwem kamer... Pokazywał później, że fyrloczek trzeba porządnie wyparzyć we wrzątku, by się do fyrlania płynów nadawał. 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz