Poza chęcią sprawdzenia czegoś, np. nowego produktu czy pomysłu, chyba brak mi większego entuzjazmu do robienia pączków i chrustu. Smakują nam te delicje, ale możemy bez nich żyć. Piekłam je zaledwie dwa razy w życiu i nie jestem pewna co zrobię za rok. Opisy wykonania znajdują się TUTAJ , TUTAJ i TUTAJ
Tegoroczne pączki wyszły mi trochę bardziej tłuste, niż te sprzed roku. Miałam inny rum, do oleju nie dodałam smalcu, może to było przyczyną. Mimo to ciasto jest puszyste, lekkie i bardzo smaczne. Drugie pączki piekłam w piekarniku, jak babeczki, w silikonowych foremkach. Czas pieczenia trzeba wydłużyć o tyle, by się te babeczkowe pączki przyrumieniły. Na koniec warto włączyć termoobieg. Trzeba też sprawdzić czy dolna część pączka jest upieczona, bo foremki są dość grube (u mnie z Ikei). W foremkach papierowych wystarczy 15 minut, ze zmianą położenia blach w połowie czasu. Dla nas te pieczone pączki są lepsze, lżejsze, bardzo je lubimy.
Do nadziewania kupiłam marmoladę wieloowocową o smaku różanym (marka własna Auchan). Zawiera zaledwie 0,5 % soku z dzikiej róży i jakiś aromat, ale różany zapach i smak są intensywne, a napełnione marmoladą pączki są naprawdę smaczne. I na tym się skupiłam, starałam się nie analizować dogłębnie składu.
Konfitura z płatków róż uwiodła mnie hasłem „nasze domowe”. Była znacznie droższa od marmolady, miałam jednak silne przekonanie, że pączki z takim nadzieniem będą rewelacyjne. Ostatecznie nawet tej konfitury nie użyłam, gdyż ilość zawartego w niej cukru okazała się ogromna. Producent podaje również, iż na 100 g konfitury wykorzystano 19 g płatków róży. Może jest to dobry produkt, nam nie odpowiadał. Co ciekawe następnego dnia różany smak wydał mi się bardziej naturalny, a przestraszna słodycz też aż tak bardzo nie przeszkadzała. Jednak ze względu na cukier nie przeproszę się z tą konfiturą, ale jeśli ktoś lubi i nie ma ograniczeń zdrowotnych, to choćby z ciekawości warto nałożyć ją do kilku pączków.
Ciasto na faworki przepuściliśmy przez wałkownicę do makaronu. Super się napowietrzyło, podczas smażenia pojawiło się mnóstwo bąbli, dzięki którym nasz chrust jest należycie chrupki. Na próbę część przygotowanych pasemek ułożyłam na dnie frytkownicy beztłuszczowej. Dość luźno, by był częściowy przewiew przez tę dziurkowaną blachę. Przed włączeniem urządzenia faworki lekko spryskałam olejem rzepakowym, ale nie wiem czy to coś daje. Ustawienia: 180° C, 5 minut, nie trzeba przewracać na drugą stronę. Faworki ładnie napęczniały, lekko się zrumieniły na wybrzuszeniach (także od spodu), są bardzo smaczne i zupełnie inne niż te smażone. Zrobię je jeszcze kiedyś, ale dodam do ciasta więcej soli, może też trochę pieprzu czy papryki, to będzie wersja wytrawna. Albo gotowe delikatnie polukruję, wtedy będą na słodko. Nawet nacinać nie trzeba pasemek. Coś innego, a równie smacznego.
Pączki pieczone jak babeczki. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz